Funkcjonariusze chcieli tylko spalić skonfiskowany towar - coś jednak nie poszło po ich myśli i okoliczna ludność musiała się ewakuować ze swoich domów

Na początku lipca, w stołecznej Bogocie, policja skonfiskowała 1,5 tony marihuany. Dwa tygodnie później, zgodnie z obowiązującymi przepisami funkcjonariusze chcieli spalić towar, żeby się go pozbyć. Wszystko miało odbyć się pod ich kontrolą.

Niestety nie byli przygotowani na silne podmuchy wiatru, które doprowadziły do tego, że dym zaczął się rozprzestrzeniać na pobliskie zabudowania. Początkowo okoliczna ludność myliła chmurę dymu z pożarem. W krótkim czasie rzekomy pożar został zgłoszony za pośrednictwem portali społecznościowych. Na szczęście, władze dość szybko uspokoiły mieszkańców, że powodem rozległego zadymienia jest policyjna akcja palenia marihuany, która wymknęła sie spod kontroli.

Gigantyczna chmura odurzyła najbliżej znajdujących się mieszkańców. Ze względu na zbyt wysokie stężenie dymu te osoby musiały zostać ewakuowane. Według raportów, ludność musiała opuścić kilka wieżowców. 

pexels.com

Ludność była zaniepokojona, głównie z uwagi na to, że w budynkach znajdowały się dzieci. Wiadomo, że wiele osób skarżyło się na silne zawroty głowy, ale i nie zabrakło takich, którzy nie kryli swojego zadowolenia.

W "kontrolowanym spalaniu" brali udział funkcjonariusze policji, wojska i straży pożarnej, a także personel Biura Prokuratora Generalnego.

Do sytuacji doszło najprawdopodobniej z powodu nieprawidłowej oceny pogody.